O chorobie z naszego bloga:
Czasem jest tak, że człowiek i pies, a szczególnie ten pierwszy, mają ambitne plany, sporty, szkolenia, obozy.
Jednak któregoś dnia nastaje wielkie ...BUM...i poukładane dotąd życie rozsypuje się na drobne kawałki...wtedy trzeba być przygotowanym na zmiany..które czasem miłe nie są...a dotychczasowe plany trzeba odstawić w kat, żyć tu i teraz, teraźniejszością.
Takie niemiłe bum zaskoczyło i dorwało nas 05 sierpnia.
A zaczęło się niewinnie, najpierw jednak muszę pokazać Wam coś co Kora kocha, coś co jest jej sensem życia, coś co robi na każdym spacerze...i coś co będzie musiała utracić:
Jest to bowiem RUCH, szaleńcze skoki, zabawa z innymi psami gdybym miała porównać Korę do jakiejś rzeczy to byłaby to kauczukowa piłeczka lub pajacyk na sprężynce.
A wszystko zaczęło się od niewinnego planowania badań EKG, w niedalekiej lecznicy został zorganizowany tydzień kardiologiczny, pomyślałam, że warto skorzystać, choć przecież po co nam to..Kora taka młoda i energiczna..ale że nadarzyła się okazja to warto skorzystać.
Zadzwoniłam umówiłam się na ten nieszczęsny wtorek, a że umówiłam się dość długo przed terminem mogłam sobie wybrać dowolną godzinę...więc wolałam ranek tak koło 9.
Miałam takie dziwne uczucie, obawy przed tym badaniem, ale mimo wszystko święcie byłam przekonana, ze wszystko będzie ok..znajomi mówili, żebym się nie martwiła, że te ciężkie sapania Kory to przez upał..przekonywało mnie to..ale jednak coś było nie tak.
Gdy nadszedł dzień badań, pojechałyśmy do kliniki.. chwilkę czekałyśmy...to czekanie to może był 5 minut, ale wydawało mi się, że czekamy 5 godzin.
Po wejściu do gabinetu weterynarz obejrzał Korę i przystąpił do badania, Kora była bardzo wystraszona i strach niemal ja paraliżował...jakieś kabelki, wysoki stół...czuła strach i niepokój...z resztą ja z trudnością chowałam gdzieś w głąb te obawę.
Po badaniu EKG, zadawał dziwne pytania...o omdlenia i o kaszel..tak dziwne jak dla mnie, bo przecież mój pies jest zdrowy.
Ale potem wet zrobił ECHO...po co, dlaczegonie miałam odwagi spytać.
Wyszedł z gabinetu i wrócił z jakąś ulotka.
Zaczął mówić o kształcie zdrowego i chorego serca...zaczał używać odległych terminów..zrozumiałam tylko jedno zdanie: szmery w sercu.
Na ulotce której mi wręczył była podkreślona endokardioza.
Nie chciało mi się płakać...nie czułam nic....po prostu ta wiadomość mnie przeszyła, byłam w szoku, jak to możliwe, mój energiczny pies chory na serce?!
Dopóki człowiek nie dojdzie do siebie odrzuca te okropne myśli, odrzuca, że ta choroba może dotknąć właśnie jego ukochanego przyjaciela.
Wet powiedział, że to początki choroby, że psy z tą choroba mogą żyć dłuugo, ale mnie to nie pocieszyło, bo to co chwilę później usłyszałam, zwaliło mnie z nóg.
Wet powiedział, że mam nie forsować psa, pies nie może biegać za patykiem skakać, nadmiernie cieszyć się przy powitaniu, zero sportów i jakiegokolwiek nadmiernego ruchu...nie pytałam już o nic...
Dopiero w autobusie w drodze powrotnej...doszło do mnie, że nasze życie czekają potworne zmiany...długo nie mogłam się z tym pogodzić.
Do dziś tkwi mi w głowie zdanie..."zabić psa fizycznie lub psychicznie"
Wiem, że nie poddamy się i że kosztem tych kilku lat życia, będę dostarczać mojemu psu to co kocha : ruch.
Zastanawiam się, czy nie łatwiej by było, żyć bez tej świadomości..że mój pies jest chory...inny...ale własnie ta choroba uświadomiła mi jak bardzo kocham to czworonożne stworzenie..jak wiele dla mnie znaczy..przestałam planować, zacznę doceniać każdy dzień z nią spędzony, bo życie za krótkie jest by się zamartwiać.
Pozdrawiam.
Uniknij rozszerzaniu się genetycznie tej choroby, zrób EKG, bądź odpowiedzialnym hodowcom.