W poprzednim miejscu pracy, jedna z naszych koleżanek była ewangeliczką. W trakcie rozmów , nigdy specjalnie nie podkreślała, że jest osobą innego wyznania. Ot, czasami coś napomknęła, że ma trudne relacje z mamą męża, ponieważ ona nie bardzo potrafi się pogodzić z faktem, iż jej synowa jest właśnie ewangeliczką. Obecnie nie mam z koleżanką specjalnego kontaktu ale mam nadzieje, że teściowa jednak ją polubiła. Dziewczyna zwyczajnie na to zasługuje...
Oczywiście, że w miejscu pracy, tradycyjnie... po ?naszemu? dziewczyna była regularnie dręczona imieninowymi życzeniami. Wprawdzie coś tam kiedyś, cieniutko pod nosem wspomniała, że ona to raczej świętuje urodziny ale osobiście ową jej skłonność, wytłumaczyłam sobie bardziej niemieckim wychowaniem /jej mama była Niemką/, niż rodzajem wyznania. W wielkiej swej inteligencji... osiagając chyba szczyt elokwencji, "walnęłam" nawet coś w stylu "
Po 30- tce, skłonność do świętowania urodzin zapewne ci przejdzie..." Dopiero, teraz pod wpływem wypowiedzi Marcina, uzmysłowiłam sobie z jak ogromnym szacunkiem byliśmy przez koleżankę traktowani. Nigdy nawet słówkiem nie wspomniała, że coś jej w tych ?imieninowych obchodach? nie odpowiada. Zawsze uśmiechnięta od ucha do ucha, serdecznie nam dziękowała. Widać była tolerancyjna ...
Dziękuje Anito...