Dzisiaj byłam na spacerze z Borysem. Koło śmietniak stał podchmielony (tak z lekka), starszy meżczyzna karmiący suchym chelebem gołębie. Borys był wtedy spuszczony ze smyczy. Kiedy zobaczył ptaki, od razu pobiegł i złapał gołębia w pysk, to się stąło tak szybko, że nie mogłam zareagować. Dziadziu zacząć rzucać mięsem typu: "Zapier.... tego psa, kur... zabierz go!". Borys było tym zdziwiony, szamotał się, nie mogłam go złapać. Dziadunio KOPNĄŁ go w pupę, Borys uciekł, potem wrócił i z całą mocą zaczął warczeć, szczekac i pokazywać zęby. Nie zdążył ugryźć, bo dziadziu rzucił plastikowym pudełkiem, a rzut miał silny i celny, obił Borysa w biegu.
Zaczął skamleć i biec na oślep. Był w szoku i stanął na srodku drogi, złapałam go, wyrwał mi się prawie biegnac d domu. Wtedy ja fotre na całe podwórko: "Mamaaa!! Ten facet kopnął Borysaa i czymś w niego rzucił!!!!!" Mama była na dole w minutę albo i naweyt pół. Panu dostało się najróżniejszymi wyzwiskami, a mo j tato obiecał, że zrobi z nim porządek i że napuści na niego za to policję. Borysek został utulony i dostał jedzenie.
Zaś kilka dni temu kobiecina z sąsiedztwa powiedziała, że go otruje, bo robi kupę pod jej blokiem. Sęk w tym, że kobiecina sobie wymyśla, bo Borys NIGDY nie robi kupy pod jej blokiem. Od tamtego czasu cały czas Borysa pilnuję lub trzymam go na smyczy, to jest taka babka, ze a nuż zrobi, tak jak pomyśli.